piątek, 21 lutego 2014

Rozdział 2

Podniosłam się i obróciłam głowę w jedną i drugą stronę, żeby zauważyć, że to wszystko nie było nocnym koszmarem. Nadal jestem w pokoju Cody'ego, nadal jestem w jego łóżku, nadal jestem w jego życiu. Różnica jest taka, że pokój jest pusty. Drzwi nagle otworzyły się nieco i zobaczyłam Cody'ego podchodzącego z kubkiem w ręku.

„Dzień dobry”. Ciarki przeszły mi po plecach kiedy zauważyłam, że nie ma z tego żadnego wyjścia.
Cody jest zbyt domagający, nie istnieje dla niego słowo 'nie' w odpowiedzi.
Pozostałam cicho, kiedy podał mi kubek gorącej czekolady.
Usiadł koło mnie i nadal nic nie powiedziałam.
„Nie mówisz zbyt dużo” Zachichotał przysuwając się w moją stronę, bardzo blisko. Jego słowa przeszły w szept. „ Lubię kiedy jesteś cicha.. widzę w tym coś seksownego”. Moje całe ciało dostało gęsiej skórki kiedy zaśmiał się, zupełnie jakby nic takiego nie powiedział.
Utknęłam. Nie wiem czy pozostanie w ciszy jest najlepszym pomysłem.
„Nie mogę zostać z tobą na zawsze” odpowiedziałam wpatrując się na zmianę w jego i czarną ścianę. Westchnienie wyrwało się z jego ust kiedy zabierał moje włosy, które wchodziły mi do oczu.
„Możesz zostać ze mną tak długo jak będziesz potrzebować. Ponadto, lubię twoje towarzystwo”
Zachichotał zanim wstał i ruszył w stronę łazienki. „Idę wziąć prysznic, wrócę szybko”
W końcu, zamknął drzwi i zostawił mnie samą w pokoju. Patrzyłam na ścianę,na której było pełno jego zdjęć z rodziną i myślę, że też z przyjaciółmi. Moje ciało zaczęło lekko drżeć. Jestem w domu kogoś mi całkowicie obcego. Nie znam go, nie wiem nic o nim.. I nie wiem, czy w ogóle chce wiedzieć cokolwiek.
Cody wreszcie wrócił z łazienki, ma na sobie czarną koszulkę i białe jeansowe rurki. Jego włosy były mokre i zagubione kosmyki opadały na jego twarz. Ręcznik był owinięty przez jego szyję. W końcu jego wzrok napotkał mój i uśmiechnął się na moją obecność.
„Chciałabyś wziąć prysznic?” zapytał, jego ton był bardziej delikatny.
„Nie mam się w co ubrać” odpowiedziałam. Ubrania, które miałam na sobie wczoraj są brudne od siedzenia na podłodze. Cody znowu się uśmiechnął, zna wyjście z każdej sytuacji.
Wystarczy tylko jedno spojrzenie w jego oczy aby to zauważyć.

„Mam siostrę.. Alli. Wyjechała więc możesz pożyczyć ubranie z jej garderoby”
Jego oczy zmieniły barwę na ciemny niebieski, kiedy wyszczerzył zęby w uśmiechu. Jakie mam inne wyjście.. Cody zaprowadził mnie do łazienki za rękę.
„Zawołaj mnie, jeżeli będziesz czegokolwiek potrzebować”. Wrócił do pokoju zostawiając mnie samą. Zanim cokolwiek zrobiłam, upewniłam się czy drzwi są zamknięte. Po chwili włączyłam wodę, rozebrałam się i stanęłam pod prysznicem. Pozwoliłam kroplom spływać po moim ciele, rozluźniając je. Najrozmaitsze myśli chodziły po mojej głowie. Czy mogę mu zaufać?

„Wyglądasz dobrze w ubraniach mojej siostry” Cody uśmiechnął się siedząc w rogu pokoju ze swoją gitarą. Zarumieniłam się jak podeszłam w jego stronę.
„Grasz?”, zapytałam ciekawe. Uśmiech na jego twarzy urósł kiedy kiwnął lekko głową.
Ściągnął z naszyjnika kostkę do gry i zaczął brzdąkać na strunach delikatnie.
„Tak, gram”. Patrzyłam na niego zafascynowana jak grał delikatnie na instrumencie, nigdy nie sądziłam, że ma taki talent.
„Zawsze chciałam grać na gitarze” odpowiedziałam, spojrzał w moją stronę i uśmiechnął się znikomo. Ręką pokazał żebym podeszła bliżej niego.
„Podejdź” Nerwowo podeszłam do niego. Złapał moją dłoń i posadził mnie między jego nogami.
Usiadłam rozkrokiem a on położył gitarę bliżej mnie. Ustawił moje dłonie na prawidłowe miejsca i umieścił swoje długie ręce na moich kierując co mam robić. Siedzieliśmy tak przez jakiś czas uderzając w struny gitary cicho. Uścisk na moich rekach trochę się wzmocnił kiedy próbował ułożył moje palce w inny chwyt. Nagle wziął głęboki oddech i zaczął śpiewać.
„All i want to see is red, red lips, red dress, red bottoms.” Uśmiech wkroczył na moje usta powoli jak obracałam głowę, żeby spojrzeć mu w oczy.
„Potrafisz też śpiewać?” Powoli kiwnął głową i spojrzał znowu na gitarę. Nadal moimi dłońmi brzdąkał po strunach. Mój wzrok skierowałam na jego palce, które pomagały mi grać na instrumencie.
„Like a magazine spread, soft skin, long legs, she's got them”. Mogłam poczuć jego delikatny oddech kiedy cicho śpiewał.

„Zgaduję, że piszesz muzykę” Znowu kiwnął głową i uśmiechnął się.”Jesteś bardzo utalentowany”
Wzięłam powolny oddech i odchyliłam się trochę. On kontynuował grę na gitarze, po chwili przestał, uśmiechnął się i spojrzał na mnie.
„Dziękuję” odpowiedział. Obróciłam się do przodu i usiadłam naprzeciwko niego, nadal miał gitarę na kolanach. Nagle, przestał grać i spojrzał na mnie.
„Jesteś głodna? Nie jadłaś od dłuższego czasu” Powiedział. Wzruszyłam ramionami nadal patrząc w podłogę. Wstał i podszedł w stronę drzwi”
„Chodź, zjemy coś.” Powiedziałam, chcąc zejść na dół. Zawstydzona wstałam i poszłam za nim. Poszedł do kuchni i zrobił dla nas płatki z mlekiem. Podał mi jedną miskę. Razem, siedzieliśmy naprzeciwko siebie, na krzesłach. Czułam się strasznie niezręcznie jedząc przed nim, nabierałam na łyżkę bardzo mało i szybko wkładałam ją do buzi. Cody mył miski, a ja nadal siedziałam na krześle przy ścianie patrząc w podłogę pogrążona w swoich myślach.
„Więc,masz chłopaka?” Podskoczyłam trochę jak usłyszałam jego głos i podniosłam głowę. Zarumieniłam się, moje policzki były mocno czerwone. Potrząsnęłam głową.
„Serio? Taka ładna dziewczyna jak ty i nie ma chłopaka?” Wyszczerzył zęby w uśmiechu z powrotem spoglądałam na mytą miskę.
„Wiesz, jeżeli miałabyś chłopaka nie sądzę, że spodobałoby mu się to że jestem w moim domu, znaczy mam na myśli, że byłbym bardzo wściekły jeżeli byłabyś moją dziewczyną i mieszkałabyś w domu jakiegoś chłopaka”
Nagle wszystko zaczęło być krępujące.
„Miałaś kiedykolwiek chłopaka? Zapytał osobliwie. Moje ciało było napięte. Znowu potrząsnęłam głową czując się zawstydzona.
„Więc jesteś dziewicą” Moje policzki stały się tak gorące, byłam cała czerwona ze wstydu. Zaśmiał się ale nie ruszył się. Jego szmaragdowe oczy patrzyły w moje kiedy powoli oblizywał usta.
„Po prostu nadal jestem zaskoczony tym, że nie masz chłopaka” Szepnął a jego ręka oparła się o ścianę za mną. Czuję się przytłoczona jego bliskością. Chciałam coś powiedzieć, ale słowa utknęły mi w ustach. Cody nadal śmiał się ze mnie.
„Umm.. Posiadanie chłopaka naprawdę nie interesuje mnie w tym momencie” odpowiedziałam.
Szeroki uśmiech na jego twarzy oznaczał, że nie kupił tego co powiedziałam.
Motylki uderzyły w mój brzuch jak piorun. W myślach odchodziłam już od tej ściany, ale niestety nadal tam stałam.
„To cię nie interesuje?” zachichotał jak kiwnęłam głową. Przybliżał się do mnie, nasze nosy się stykały. Jego głos zmienił się w delikatny szept.” Więc, nadal jesteś do wzięcia”. Powiedział usatysfakcjonowany tym faktem. Czułam się jak galareta. Coś odpychało mnie od niego, ale coś innego sprawiało, że chciałam być tak blisko niego jak się dało. Czułam to przez niego od środka.
Starałam się uśmiechnąć ale nie udało się. Cody nareszcie się cofnął z ogromnym,wnerwiającym uśmieszkiem na twarzy. Ulżyło mi. Westchnęłam i zrobiłam krok do przodu.
„Nie wiem co cię tak bawi” powiedziałam surowo. Obrócił się nadal się szczerząc.
„ To słodkie, że jesteś tak nieśmiała” Odpowiedział, tym razem trochę poważniej.
Spojrzał na mnie poważnie nie mówiąc nic, tylko patrząc mi w oczy, sporadycznie oblizując usta
„Sądzisz, że jestem atrakcyjny” Moje oczy rozszerzyły się jak motylki znowu rozleciały się po moim brzuchu. Kontynuowałam to, co robię najlepiej czyli zostałam cicho. Cody znowu się zaśmiał i odszedł do holu a ja poszłam w jego ślady. „Jutro jest impreza, w domu mojego kumpla Jake'a, idziesz ze mną.” Spojrzałam na niego ciekawe.. Powiedział, że idę, więc każe mi iść, jaka pamiętna noc się szykuje.
„Mam jakiś wybór?”. Odpowiedziałam. Usiadł na krześle i zaczął pisać coś na swoim telefonie.
Po chwili spojrzał na mnie.
„Nie, nie masz”uśmiechnął się głupkowato. Ciarki przeszły przez mój kręgosłup jak nadal stałam w tej samej pozycji, nic nie mówiąc i nie ruszając się.
„Zaufaj mi, spodoba ci się”
Kiwnęłam powoli głową, bardziej sarkastycznie.

„Widywałam cię. chodziłeś z jakimiś chłopakami. Sporadycznie przechodziłeś kiedy byłam w środku. Czy któryś z nich to Jake?” Zapytałam. Cody oblizał swoje usta i wyglądał na zmieszanego.
„Nie um, nie chcę nigdy więcej z nimi rozmawiać” Odpowiedział i spojrzał znowu na swój telefon.
To mnie zaskoczyło.
„Dlaczego?” odpowiedziałam. Chwilę siedział, myśląc na odpowiedzią.
W końcu podniósł na mnie wzrok.
„Nie byli dobrymi ludźmi, byli dobrzy nad robieniem problemów. Wyobraziłem sobie co chciałem zrobić powodując kłopoty, kiedy mogłem zapobiec temu, co mogło się przez to stać tym na których mi zależy” Podniosłam jedną brew patrząc na niego, myślałam czy znam osoby o których mówi, to mogły być najróżniejsze osoby. Nie pytałam o nic więcej, tylko kiwnęłam.
„Heeeej, zarzuć mi swój telefon” powiedział bardziej z entuzjazmem.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni i podałam mu go. Przez chwilę coś z nim robił, w końcu jego telefon zadzwonił.
„Teraz mam twój numer a ty masz mój”
Oczywiście. Przewróciłam oczami i odebrałam mu mój telefon. „Nie udawał że tego nie chcesz, wiesz, że chcesz mój numer” uśmiechnął się. Znowu lecimy z tymi niewygodnymi komentarzami.
Obróciłam się i usadziłam swój tyłek na krześle. Czułam się bardziej pewna siebie.
„Więc co, nie masz dziewczyny?”Powiedziałam, a on na mnie spojrzał. Uśmiech na jego twarzy poszerzył się.
„Patrz, stajesz się bardziej pewna siebie” Usiadł i spoglądnął na mnie. „Nie, aktualnie nie mam dziewczyny, jeżeli bym miał, nie flirtował bym z tobą”
Motylki uderzyły w mój brzuch. Niekoniecznie nazwałabym to flirtem.
„Znasz mnie tylko jeden dzień” odpowiedziałam. Kiwnął głową i delikatnie się uśmiechnął.
„Wiem, czuję że chcę znać cię dłużej”. Starałam się bardzo mocno aby uśmiech nie wkradł się na moje usta. To rodzaj słabości. Cody zaśmiał się i wstał.

„Wiem, że impreza jest jutro, ale chciałbym żebyś poszła do sypialni mojej siostry i znalazła coś do ubrania” Jego głos znowu stał się władczy. Czuję, że jeżeli powiem nie, sprawi, że i tak to zrobię.
Potrafi sprawować na de mną kontrolę. Otworzył znowu usta żeby mówić, zakłopotanie znowu przepłynęło wzdłuż mojego ciała kiedy wypowiedział ostatnie zdanie.
„Spraw, żebyś wyglądała seksownie”*


* w oryginale było napisane "Make it hot" ale brzmiało by to bezsensownie.

Miałam być wredna i nie wstawić dzisiaj tłumaczenia, ale zmieniłam zdanie.
Nie patrzcie na razie na wygląd bloga, na pewno zmieni się w przyszłym tygodniu :3

OSTATNIE ZDANIE, ASDFGHJKL. *__*

Rozdział 1


Cody's POV
„Chłopaki, nie sądzę, że to jest dobry pomysł' Patrzyłem jak moi przyjaciele bezmyślnie bawią się przedmiotami, które mają w rękach. Ten olbrzymi uśmiech na ich twarzach doskonale pokazywał, że chcą wykorzystać ten plan. Jason nagle przestał i zwrócił głowę z moim kierunku.
„Nie mów tak Cody, to będzie wielki żart. Ponadto, nie zrobimy tej dziewczynie krzywdy. To tylko mały ogień przed jej domem” Zachichotał między słowami chociaż ten cały pomysł sprawiał że czuję się zmęczony.. Nie wiem zbyt dużo o tej dziewczynie, Widzę ją kiedy wraca do domu ze szkoły każdego dnia. Nigdy nie chodzi, zawsze biegnie. Jej włosy są długie i brązowe i jej oczy są jasno zielone. Jest coś dziwnego w tej dziewczynie, coś...nadzwyczajnego. Coś w tej dziewczynie sprawia, że chcę jakoś zapobiec temu pomysłowy. To nie jest coś za czym wszyscy powinniśmy być „za”.
Jason, Ryan i Zach kontynuowali to co robili i już po chwili wywołali mały ogień przed jej domem. To wybuchło mieszaniną różnych kolorów..żółty, pomarańczowy i czerwony i huk był nie do zniesienia. To nie było najgorsze, ogień zaczął się rozprzestrzeniać. Rozprzestrzeniał się szybko.
„Kurwa” Ryan zaklnął cofając się się od ognia. On i jego kumple nagle uciekli kiedy ogień zajął róg domu. Rolety w oknach nagle ruszyły się i dziewczyna wychyliła się przez okno, skacząc ze swojego miejsca.(od aut. Nie wiem jak to przetłumaczyć, ale podejrzewam, że skoczyła z parapetu do pokoju, nie na dwór), biegła próbując uciec od ognia, który wkrótce zajął cały jej dom.
Myślałem, że serce zaraz wyleci mi z piersi, biło bardzo mocno.
Nie wiedziałam co mam zrobić. Wszystko co mogłem usłyszeć to alarmy i krzyki jak stałem niewinnie patrząc na dziewczynę w środku domu która chciała uciec od własnej śmierci.
Moje nogi zadrgały do tyłu kiedy starałem się się ruszyć do przodu żeby podejść do drzwi domu tej dziewczyny. Kiedy w końcu mogłem się ruszyć, otworzyłem dni kopnięciem, zakryłem twarz koszulką i podbiegłem do niej. Siedziała w rogu swojego pokoju z kolanami przybliżonymi do klatki piersiowej a głowę miała między nogami, była prawie nieprzytomna.
Moje nogi i ręce współpracowały aby podnieść tą dziewczynę. Kiedy mi się udało, wyniosłem ją z domu na chodnik, gdzie była już bezpieczna.
Po 30 minutach, policjant i strażak zaczęli oglądać, teraz już czarny, spalony dom. Dziewczyna siedziała na chodniku, kręcąc kciukami i rozglądając się wokół. Zapomniała co się stało. Nie wiem czy to dobrze.. czy źle.
„Możesz mi powiedzieć co się stało? Cokolwiek?” Wyższy mężczyzna spojrzał na mnie poważnie. Dziewczyna w końcu spojrzała na mnie, jej mina wskazywała na to, że mnie nie zna. Nie pamięta mnie.
„Nie ja tylko.. uratowałem jej życie, tak myślę” odpowiedziałem. Mój kciuk zastukał w butelkę którą policjant dał mi dla niej, kiedy mu odpowiadałem. I znowu spojrzał w dół, na swój notes.
„ Proszę, podejdź tu i wytłumacz jak uratowałeś życie tej dziewczyny”
Spojrzałem na dziewczynę, uśmiech wkradł się na moje usta kiedy podawałem jej wodę.
Coś nadal jest w tej dziewczynie.. jest unikalna. Po chwili poszedłem do policjanta, żeby opowiedzieć mu jak uratowałem jej życie.

*Brooklyn's POV'
Nieznany mi chłopak spojrzał na mnie i się uśmiechnął. Czerwień wpłynęła na moje policzki jak podałam mi wodę i odszedł do policjanta. Nie pamiętam go, nawet tego, że uratował mi życie.
Wszystko zblakło a ja tylko leżałam na podłodze. To wszystko co pamiętam.
Chwilę później, chłopak usiadł koło mnie podciągając kolana do klatki piersiowej a jego ramiona były owinięte wokół jego czarnych jeansów. Moje serce przyśpieszyło kiedy oblizał usta i uśmiechnął się uprzejmie.

„Jest mi przykro z powodu twojego domu”.Australijski akcent wypełnił obszar wokół nas kiedy ten piękny dźwięk wydobył się z jego ust. Uśmiech wkradł się na moje usta i spojrzałam z powrotem na niego a on nadał przyglądał się mi.

„Dziękuję” Szepnęłam, będąc blisko łez. Dreszcze przeszły przez mój kręgosłup kiedy wiatr zawiał.
Dostałam gęsiej skórki na ramionach. Zauważył to i ściągnął swoją kurtkę. Kiedy zaczął otulać ją moje ramiona, chciałam ją ściągnąć.
„Weź ją” Jego głos stał się bardziej.. domagający. Uśmiechnął się i szczelniej otulił mnie kurtką. Uśmiechnęłam się do niego, chcąc pokazać, że jestem wdzięczna.

„Twoi rodzice są w pobliżu?” zapytał zaciekawiony podnosząc lewą brew.
Moje ciało napięło się trochę na słowo „rodzice”.
„Naprawdę, nie chcę o tym rozmawiać” Kiwną głową i próbował zmienić temat.
„Przepraszam” szepnął niezręcznie. „Więc, gdzie będziesz dzisiaj spała?” Moje oczy spojrzały znowu wokół kiedy stwierdziłam, że ma rację.. Nie mam gdzie spać. Wzruszyłam ramionami, kontynuując myślenie nad tym, gdzie w ogóle zamierzam żyć.
„Możesz zostać u mnie na noc” Spojrzałam na niego niezręcznie. Właśnie spotkałam go na ulicy i on chce żeby została u niego. Potrząsnęłam głową.
„Dzięki, ale nie mogłabym ci tego zrobić” Wstałam i zaczęłam iść przed siebie, ale on szedł za mną.
„Dlaczego nie? Nie zostawię cię na ulicy. To jest niebezpiecznie miejsce. Zostaniesz u mnie.”
Jego ręce uścisnęły moje ramiona próbując mnie zatrzymać dopóki się nie zgodzę zostać u niego, dopóki nie znajdę sobie miejsca do życia.
„Ja..Ja przecież nic o tobie nie wiem.” Powiedziałam surowo, a on się uśmiechnął i w końcu zdjął swoje ręce z moich ramion. Uśmiech nie znikał z jego ust, kiedy postawił krok bliżej mnie i powiedział jedno zdanie.
„Jestem Cody” Czerwień znowu wpłynęła na moje policzki. Jego imię wywołało łaskotki w moim brzuchu. Uśmiechnął się bezczelnie, kiedy stałam a jego kurtka nadal okrywała moje ramiona.
„Brooklyn” odpowiedziałam nerwowo. Cody nagle podszedł bliżej i uśmiechnął się. Jego dłonie znowu wylądowały na moich ramionach.
„Cóż, Brooklyn, chodźmy do domu” Kiedy szliśmy panowała cisza. Nie niezręczna, tylko czysta cisza. Ten spacer zając nam tylko dziesięć minut, ale dla mnie trwał wieczność. Moje myśli toczyły walkę, nie wiem czy chcę tu być, czy może to początek wielkiego nocnego koszmaru.

Po tych długich 10 minutach ciszy, które minęły, doszliśmy do domu. Nie za dużego, nie za małego.
Był idealnego rozmiaru dla pospolitej rodziny. Chociaż, porównując do mojego domu, to był skarb.
Cody poszedł do drzwi i otworzył je dla mnie. Natychmiast wkroczyłam do salonu. Był jakby.. ceglany z wielką sofą i olbrzymim telewizorem. Coś, na co nigdy nie było mi dane codziennie patrzeć.

„Cody, jesteś w domu” Czyjś głos zbliżał się do pokoju, kiedy nagle wysoka, brązowowłosa kobieta pojawiła się. Wygląda na kobietę 'po trzydzieste', Założyłam, że to jego mama.
Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się niespodziewanie.
„Ohh,, Witaj. Jestem Angie, Mama Cody'ego.” Uśmiechnęłam się nerwowo, nie wiedząc co zrobić, nawet nie jestem pewna czy chcę tu być ale mam nadzieję, uśmiech i kiwanie głową będzie okej.
„Mamo, poznaj Brooklyn.. Zdarzył się wielki wypadek w jej domu, był pożar, więc powiedziałem, że może zostać z nami dopóki nie znajdzie sobie mieszkania”
Angie uśmiechnęła się bardziej przyjacielsko i podeszła bliżej do mnie.
„Będzie nam miło cię gościć, Brooklyn” uśmiechnęłam się jeszcze raz, nie wiedząc czy powinnam jej podziękować czy nie. Jestem pewna, że zrozumiała to, że jestem po prostu zdenerwowana. Cody złapał moją rękę i zaprowadził mnie na górę do swojego pokoju. Wolno podeszłam i usiadłam na jednej stronie łóżka.
„Będziesz dzielić łóżko ze mną, okej?” Zapytał, uśmiechając się. Motylki znowu wypełniły mój brzuch, kiedy uświadomiłam sobie co powiedział.
„Nie. Będę spała na dole, na fotelu”odpowiedziałam podnosząc się z łóżka.
Cody znowu przemówił, jego głos był bardziej.. władczy.
„Brooklyn, to nie jest konieczne” Odszedł od łóżka do swojej szafy, wyciągnął długą koszulkę i podał mi ją.
„Idź się przebierz” Wzięłam koszulkę i szybko weszłam do łazienki. Związałam włosy w kucyk i tak jak kazał, założyłam koszulkę. Nie miałam nic więcej do ubrania. Uśmiech wkradł się na jego usta, kiedy nieśmiało weszłam do pokoju.

„Dobrze wyglądasz w moich ubraniach” Uśmiechnął się i usiadł na łóżku. Niespodziewanie podniósł jedną brew i podszedł do mnie. „Dlaczego jesteś zdenerwowana?” Szepnął a ciarki przeszły mi po plecach. Moje ciało spięło się, kiedy chciałam odpowiedzieć.
„Ni-nie jestem”jąkałam się. „Po prostu nigdy nie byłam tak blisko chłopaka” Oznajmiłam nie śmiało, oczekując jego śmiechu. Jednak on tylko zmrużył oczy i delikatnie położył rękę na moim kolanie.
„Nie zamierzam ci nic zrobić, ja ci pomagam, Brooklyn” szepnął i szeroki uśmiech uformował się na jego ustach. Potem szybko się przebrał, zgasił światło i przykrył mnie kołdrą.
Leżałam na skraju łóżka, dopóki nie usłyszałam śmiechu Cody'ego.
Jego ręce objęły mnie w pasie i przysunął mnie bliżej siebie.
„Spadniesz z łóżka” zachichotał. Moja głowa nadał była daleko od jego, kiedy leżałam w ciszy. Myślałam o tym wszystkim co się stało. Cody naprawdę mnie uratował i jestem
mu za to bardzo wdzięczna. Nie sądzę, żeby to zauważył bo jestem cały czas cicha. Cody nagle powiedział zdanie które wywołało falę motylków w moim brzuchu.

„Dobranoc, piękna”

**
CODY WZIĄŁ JĄ DO DOMU, AWWW.
Co będzie dalej? :D 

czwartek, 20 lutego 2014

Prolog

Dym szybko zaczął ulatniać się z domu w każdego rodzaju miejsca, z którego mógł.. okna, drzwi,komin.
Wszędzie, mój dom był tylko wielkim, ognistym bałaganem.
Nie pamiętam dużo z tego co się stało, ale wszystko co wiem to to, że siedzę na chodniku, naprzeciw mojego domu, patrząc na eksplozje, które stopniowo stają się większe z minuty na minutę.

Wielki, czerwony pojazd był zaparkowany przed małym budynkiem, było ich co najmniej trzy
Trudno policzyć z zamazanym widokiem Nawet policyjne samochody były tutaj.Dwaj wysocy mężczyźni zaczęli iść w moją stronę.
'Pamięta pani cokolwiek co się stało?” Powoli potrząsnęłam głową, moje oczy nadal koncentrowały się na palącym się budynku prze de mną.
Ten, wyglądający na wyższego, nagle spojrzał za mnie.
„Możesz my powiedzieć cokolwiek o tym co się stało? Cokolwiek?” Obróciłam głowę i zobaczyłam twarz chłopca, miał blond włosy, dziecięcą twarz i dobry styl. Mogę przyznać, że nie był brzydki. Chłopak spojrzał z powrotem na policjanta i uśmiechnął się uprzejmie.
Na prawdę, założę się, że chciał tego samego co ja.
Chciał żeby oni zniknęli. Miał w ręku butelkę wody, trzymał ją delikatnie.
„Nie, ja tylko uratowałem jej życie” Spojrzał na mnie i uśmiechnął się mile. Kim jest ten chłopak? Jeżeli mieszka na tym osiedlu, dlaczego nigdy wcześniej go nie widziałam? Coś w tym chłopaku było dziwne, nie był zwyczajny... jak nikt, kogo kiedykolwiek widziałam.

„Proszę,Możesz tu podejść i wytłumaczyć jak uratowałeś życie tej dziewczyny?” Chłopak spojrzał na mnie i podał mi wodę, wtedy odszedł.
Wpatrywałam się w niego jak zafascynowana, ale nadal piłam drobne łyki napoju który mi podał.

Chcę wiedzieć więcej o chłopaku, który uratował mi życie.

***

Heeej. O to tłumaczenie opowiadania w którym się zakochałam od pierwszego zdania :)
Uzyskałam zgodę od autorki na publikowanie jej dzieła, więc nie chcę widzieć pytań o to. 
Oryginał: http://www.wattpad.com/story/3920546-he-saved-me-cody-simpson

Trailer od autorki:
Twitter autorki: @CoastalCodes

Mój Twitter @ceramicangelxo